W miniony weekend na kortach Ostrowskiego Centrum Tenisowego Rafa miał miejsce trzeci z serii turniejów wielkoszlemowych. W finale Wimbledonu na Rafie triumfował Piotr Jaros. Piąty zawodnik w rankingu Amatorski Tenis Polski nie bez trudu uporał się z Włodzimierzem Michałowiczem 3:6, 6:3, 6:1.
Do imprezy nie zgłosił się triumfator poprzednich dwóch turniejów, Tomasz Pawlaczyk. Zawodnika z Kalisza udanie jednak zastąpił inny przyjezdny tenisista, Piotr Jaros. Mieszkający na co dzień w Zduńskiej Woli Jaros problemy miał tylko w drugiej rundzie z Maciejem Przewoźnym i w finale z Włodzimierzem Michałowiczem. W innych spotkaniach wygrywał bez trudu.
W pierwszej rundzie doszło do jednej sensacji. Grający w drugiej lidze Karol Hoffmann pokonał zaskakująco łatwo pierwszoligowca Miłosza Lisiaka. Blisko pokonania innego zawodnika pierwszej ligi Arkadiusza Dudziaka była Monika Poprawa. W końcówkach setów lepszy był jednak ten pierwszy.
Do zawodów zgłosił się Grzegorz Kruszka, ale nie pojawił się na kortach, przez co dolna połówka drabinki była zdecydowanie słabsza niż górna. Na absencji Kruszki skorzystał Karol Płokarz, który prowadził w pierwszym secie ćwierćfinału z Sławomirem Bestianem 4:1, by ulec „Bestii” 4:6. W drugim secie zawodnik rozstawiony z numerem szóstym wygrał 6:3.
W górnej połówce drabinki zacięte boje toczył Piotr Nowak. Po dwóch męczących pojedynkach nie sprostał jednak Piotrowi Jarosowi. Rozpędzony Jaros po meczu z Nowakiem oddał tylko jednego gema Michałowi Wojtowiczowi. Jego półfinałowy rywal wcześniej pokonał Marcina Kryjoma.
W najciekawszym ćwierćfinałowym meczu Włodzimierz Michałowicz niespodziewanie okazał się lepszy od Mikołaja Potarzyckiego. Ciężki trzysetowy pojedynek zakończył się nieco po 19:00. W niedzielne popołudnie Michałowicz wygrał ze Sławomirem Bestianem 7:6, 7:5.
W finale turniejowa siódemka przez długi czas zaskakiwała wszystkich kibiców. Przez 1,5 seta to Michałowicz rozdawał karty na korcie. Popełniał mało błędów i był niezwykle skuteczny. W drugiej części spotkania Jaros zaczął grać tak jak przyzwyczaił do tego we wcześniejszych pojedynkach, a jego rywal obniżył poziom gry. Po niespełna dwóch godzinach gry główne trofeum wzniósł do góry Jaros. Mecz finałowy dostarczył jednak najwięcej emocji w całym turnieju i wszyscy zawodnicy oraz kibice na pewno nie mogą doczekać się kolejnej imprezy, która będzie miała miejsce pod koniec sierpnia.
Galeria
Zobacz także