Od starcia na własnym parkiecie rozpoczęli sezon 2013/2014 szczypiorniści KPR Ostrovia. Odmłodzony zespół pod wodzą nowego trenera nie sprostał jednak silnemu przeciwnikowi i mimo dużego zaangażowania nie zdołał w sobotni wieczór wywalczyć kompletu punktów.
Można rzec, że obyło się bez cudu. Niespodzianki nie było. Faworyzowany zespół Viret Zawiercie przyjechał do Ostrowa Wielkopolskiego z bojowym nastawieniem i spełnił swoje wcześniejsze założenia.
Dobrze dysponowani przez 3/4 spotkania
Początek inauguracyjnego pojedynku I-ligowych zmagań ostrowskich szczypiornistów układał się po myśli miejscowych. Idealny przechwyt i gol Pawła Dutkiewicza otworzył wynik meczu, a po ośmiu minutach gospodarze prowadzili 3:2. W kolejnych fragmentach weekendowego starcia skutecznymi interwencjami popisywał się Filip Tarko, ale biało-czerwonym zaczęło brakować skuteczności, co w konsekwencji doprowadziła do wyrównania i późniejszego stracenia przewagi. Na niekorzystne wydarzenia na boisku szybko zareagował jednak trener KPR Ostrovii, Witold Rojek. Po przerwie na żądanie jego podopieczni wyszli podwójnie zmotywowani i szybko odrobili dzielący dystans, doprowadzając do wyrównania po 12 w 23. minucie.
Końcówki pierwszej połowy do udanych nie zaliczą na pewno Piotr Bielec i Mateusz Stupiński. Jeden z najlepszych zawodników gospodarzy brutalnie sfaulował przeciwnika, który znajdował się w korzystnym położeniu - sam na sam z bramkarzem, a arbiter bez głębszego namysłu wyciągnął z kieszeni czerwony kartonik, który automatycznie dyskwalifikował zawodnika na dalszy przebieg meczu. Ten drugi nabawił się natomiast groźnie wyglądającego urazu. Co prawda, utalentowany skrzydłowy kontynuował jeszcze grę w drugiej części pojedynku, ale w sobotę zapisał na swoim koncie zaledwie jedno trafienie, co przełożyło się również na niezbyt korzystny wynik jego drużyny.
Bramkarze na plus, obrona na minus
Po zmianie stron miejscowi cały czas toczyli wyrównany bój z faworyzowanym Viretem, punkt za punkt, cios za cios. Mimo kilku dogodnych okazji, w kluczowym momencie gospodarze nie wykorzystali jednak okazji do powiększenia dystansu (20:19), za co chwilę później zmuszeni byli zapłacić najwyższą cenę. Przyjezdni z Zawiercia szybko zamienili grę w przewadze na kilkubramkowe prowadzenie i niemiłosiernie wykorzystywali każde braki w dziurawej obronie Ostrovii. Na plus można zaliczyć jednak występ Filipa Tarko i Macieja Adamczyka, którzy do 45. minuty solidnie strzegli ostrowskiej bramki. Do tego czasu tak naprawdę cały zespół grał poprawnie, a zaangażowanie i walka była oklaskiwana przez zgromadzonych kibiców. Mimo wszystko ostrowscy szczypiorniści schodzili jednak z parkietu na tarczy i ostatecznie musieli pogodzić się z porażką 25:31
Czego zabrakło? W moim odczuciu ligowego obycia i zimnej krwi, co w połączeniu z brakami motorycznymi sprawiło, że miejscowi nie do końca wytrzymali trudy inauguracyjnego starcia. To spotkanie pokazało jednak, że wbrew wszystkiemu nie wolno w tym sezonie skreślać podopiecznych Witolda Rojka. Ostrovia z biegiem czasu może nabyć potrzebne doświadczenie i w I-ligowym gronie sprawić jeszcze niejedną niespodziankę.
Podsumowując cały sobotni mecz słowa pochwały należą się na pewno Arkadiuszowi Galewskiemu, który rzucił aż 7 bramek, a po 5 trafień dołożyli Paweł Dutkiewicz oraz Mateusz Jedwabny.
KPR Ostrovia - Viret Zawiercie 25:31 (14:16)
KPR: Tarko, Adamczyk - Galewski 7, Jedwabny 5, Dutkiewicz 5, Jaszka 4, Sobczak 2, Stupiński 1, Górecki 1, Czerwiński, Gajek, Dycfeld, Górny, Stempniak, Bielec.
Fotorelacja
Zobacz także